niedziela, 29 września 2013

[07] Śpiąca Królewna

MUZYKA - wybierz z playlisty utwór "Runaway" (w miarę dodawania rozdziałów będą się także pojawiały nowe utwory)

   Sean obudził się zdezorientowany. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętał, był widok gorących, złotych frytek i ich niebiański smak. Tymczasem kiedy otworzył oczy, zobaczył jedynie samochody przejeżdżające po drodze międzystanowej tuż za szerokim pasem trawy i metalową barierką o wysokości około pół metra.
   To, na czym leżał, było chyba karimatą położoną bezpośrednio na ziemi, a przykryty był ciężkim, ciemnoburym kocem. Jednak nie niewygodne posłanie przeszkadzało mu najbardziej. Okropnie chciało mu się pić i był piekielnie głodny, a przede wszystkim okropnie bolała go głowa.
   Powoli i ostrożnie podniósł się z prowizorycznego łóżka, po czym rozprostował zdrętwiałe ciało. Mimo tego, że był przyzwyczajony do spania w różnych dziwnych miejscach, wszystkie jego mięśnie zrobiły się sztywne i twarde jak kamień.
   - No, czyżby nasza Śpiąca Królewna w końcu postanowiła się obudzić? - pierwszą osobą, która pojawiła się w zasięgu wzroku chłopaka była Madison. Nie wyglądała na szczególnie wesołą. Wręcz przeciwnie, wydawała się być nieźle wkurzona, choć, sądząc po tym, jak traktowała Seana (i nie tylko) wcześniej, mogło to być jej standardowe podejście do życia.
   Mina dziewczyny mówiła coś w stylu “nieważne, co zrobisz lub powiesz, i tak nienawidzę wszystkich i wszystkiego dookoła”. Taki wyraz twarzy nadawały jej przede wszystkim zmarszczone brwi i zwężone, jasnoniebieskie oczy. Ich kształt był chłopakowi skądś znany; zaokrąglony, lekko uniesiony w zewnętrznym kąciku migdał. Zdawało mu się, że ktoś kogo poznał już bardzo dawno temu i kogo powinien doskonale pamiętać, miał właśnie takie oczy i właśnie tak na niego nimi patrzył. Niestety, za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, kto to mógł być.
   - Halo! - Madison zniecierpliwiła się. - Jest tam kto? - podniosła się na palce, żeby lekko stuknąć Seana w czubek głowy. Różnica wzroku między nimi wynosiła dobre dwadzieścia centymetrów, ale dziewczyna nadrabiała niski wzrost charakterkiem i zapadającym w pamięć, tajemniczym wyrazem twarzy.
   - Jasne, żyję przecież - wydukał chłopak.
   - Świetnie - szatynka splotła ręce na piersi i przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, wypychając prawe biodro w bok. - Przynajmniej pozbędę się bólu pleców - westchnęła. - Naprawdę, powinieneś się nauczyć, jak opierać się o kogoś tak, żeby nie zmiażdżyć mu kręgosłupa.
   - O czym ty mówisz? - Sean zdziwił się. Nie próbował nikomu nic miażdżyć, a na pewno nie był to kręgosłup dziewczyny, którą dopiero poznał i która nic mu nie zawiniła. Ostatnią rzeczą, którą chciał zrobić, było zjedzenie porcji frytek jakąś chwilę temu.
   - O tym, że od dwóch dni zwieszasz mi się na plecy jak worek pełen ziemniaków! Do tego chrapiesz gorzej niż mój brat i śpisz z otwartymi ustami - z ust Madison potoczyła się lawina przesyconych irytacją słów.
   Ale na Boga... Nie, chwileczkę, jak na bogów mogły minąć dwa całe dni? Jeszcze chwilę temu trzy Charybdy (czy jakkolwiek by się one nie nazywały) zaserwowały mu kolację w barze gdzieś w Pensylwanii.
   - Jakie dwa dni? O..o co ci chodzi? - Sean był kompletnie zdezorientowany.
   - A takie, że nasza śliczna kolacyjka u “Charyt” okazała się mieć w składzie środek usypiający, a wy idioci daliście się omamić jedzeniem. W rezultacie na trochę wyłączyło was z rzeczywistości, ale ty musiałeś naprawdę nieźle nażreć się tego świństwa, bo przez dwa dni spałeś jak zabity - wyjaśniła Madison. - Masz jeszcze jakieś inne głupie pytania, czy wstaniesz i się w końcu do czegoś przydasz?
   Sean nie odpowiedział, tylko patrzył na dziewczynę pustym wzrokiem.
   - J..już wstaję - zająknął się. - Mam zrobić coś konkretnego? - przetarł oczy i ziewnął szeroko. Mimo, podobno, dwudniowego snu, był o wiele bardziej zmęczony niż wtedy, kiedy czasem udawało mu się przespać trzy czy cztery godziny w ciągu całego tygodnia.
   Madison przewróciła oczami. Albo była naprawdę zirytowana, albo po prostu uwielbiała to robić, bo była to jedna z rzeczy, po których bardzo łatwo było ją rozpoznać. Taka charakterystyczna czynność.
   - Najpierw może tu posprzątaj - wskazała na rozłożone na ziemi karimatę i koc. - A potem zobaczymy. Nie masz pojęcia, jakie to męczące, być dowódcą misji, szczególnie z takim towarzystwem jak wy... - dodała, a następnie odeszła w kierunku małego ogniska, przy którym grzali się Cindy i Jared, każde z kubkiem jakiegoś parującego płynu, najprawdopodobniej herbaty, w dłoni.
   Zwijając przenośny materac, Sean patrzył, jak dwójka półbogów rozmawia i śmieje się razem. Siedząca po przeciwnej stronie ognia Madison może nie uśmiechała się tak często, jak oni, ale wydawała się nie być już taka wkurzona jak jeszcze przed chwilą. Może to dlatego, że cała trójka zna się już od dłuższego czasu?
   Sean odwrócił głowę i związał karimatę przyczepionym na jej jednym końcu sznurkiem, żeby się nie rozwijała, po czym zaczął składać koc. Żałował, że Madison, Jared i Cindy nie byli jego przyjaciółmi. Właściwie to od bardzo dawna nie miał kogoś, kogo ze stuprocentową pewnością mógłby nazwać przyjacielem.
   Jedyną osobą, która naprawdę go rozumiała, była jego matka. Zawsze się uśmiechała, nosiła kwiaty wplecione w długie blond włosy i zawsze miała mnóstwo czasu, by pobawić się z synem zdalnie sterowanymi samochodzikami, powstrzymywać apokalipsę zombie w grze wideo czy po prostu porozmawiać i pobyć chwilę razem. Przynajmniej tak ją zapamiętał, zanim wyjechała do Chile, aby wspiąć się na jakiś szczyt w Andach.
   Wspomnienia przeszły mu przed oczami jak czarno-biały film. Nieco zblakłe z biegiem czasu, ale treść wciąż pozostała ta sama: pracownik Opieki Społecznej wprowadzający go za rękę do sierocińca, ciągłe pytania “co się stało?”, “kiedy mama wróci?”; mnóstwo dzieciaków o smutnych twarzach, a na koniec jego pierwsza ucieczka.
   Miał wtedy jedenaście, może dwanaście lat, ale wciąż doskonale wszystko pamiętał. Któregoś jesiennego ranka, tuż przed świtem, po prostu wrzucił do plecaka garść drobnych, szczoteczkę i pastę do zębów i ubrania na zmianę, po czym zarzucił polar i wyskoczył z okna na ziemię. Jako, że pokój, który mu przydzielono, znajdował się na pierwszym piętrze, nie było to zbyt łatwe, ale na szczęście skończyło się na zadrapaniach, kilku siniakach i bólu pleców. Potem wstał, otrzepał się z chodnikowego kurzu i poszedł, gdzie go tylko oczy poniosły.
   Ta wyprawa nie trwała jednak długo. Wieczorem tego dnia policja znalazła jego prowizoryczny obóz gdzieś na przedmieściach San Francisco i wkrótce wrócił do sierocińca, jednak potrzeba wyjścia do świata nie dała się tłumić i niedługo potem znów próbował poszukać dla siebie lepszego miejsca.
   Łącznie w ciągu trzech lat spędzonych w domu dzieci był na gigancie około osiemdziesięciu razy, choć sam dokładnie nie wiedział, ile. Po czterdziestej szóstej próbie wydostania się z domu sierot przestał liczyć.
   Aż w końcu, wiosną tego roku, udało nu się uciec na dobre. Zamiast najpierw ukrywać się gdzieś w mieście, od razu pojechał na gapę pierwszym przejeżdżającym pociągiem, którym dojechał aż do Denver. Później poruszał się albo pieszo, albo autostopem, ewentualnie kradł zaparkowane na ulicach i przydrożnych parkingach samochody, które nauczył się odpalać przez złączenie odpowiednich kabli.
   Zwiedził chyba pół kraju, kiedy w Bronksie znalazł go ten dziwny koleś, który później okazał się nie być nawet człowiekiem, tylko jakimś bajkowym pół-kozłem, a jemu samemu powiedziano, że jego ojcem jest starożytny grecki bóg listonoszy, przekazujący pocztę między Olimpem i Ziemią. To przynajmniej wydawało się tłumaczyć, dlaczego nigdy w życiu go nie widział, ale w takim razie dlaczego...
   - Iryfon do Króla Złodziei! - krzyknął nagle Jared, wyrywając Seana z chwilowego zamyślenia.
   - Co do mnie? - zdziwił się chłopak. Pierwszy raz w życiu słyszał słowo “iryfon”, poza tym, skąd Jaredowi wzięło się przezwisko “Król Złodziei”, którym właśnie go określił?
   - Nieważne - starszy półbóg wzruszył ramionami, po czym pociągnął go w kierunku zawieszonego w powietrzu obrazu pani Jackson, mówiącej coś do stojących przy ognisku Madison i Cindy. - Później ci wyjaśnię.
   Seana zastanawiało, w jaki sposób udało się im zrobić coś takiego, ale chwilę później doszedł do wniosku, że to pewnie jakieś półboskie czary, których na razie nawet nie chciał próbować zrozumieć.
   - Y... Dzień dobry - powiedział, trochę jednak zaintrygowany magicznym wideoczatem.
   - Jak się czujesz? - zapytała pani Jackson z troską. Już na pierwszy rzut oka była opiekuńczą i bardzo odpowiedzialną osobą, a przynajmniej za taką Sean ją uważał.
   - Nawet nieźle, ale wciąż chce mi się spać - ziewnął. - Poza tym, jestem strasznie głodny i trochę boli mnie głowa. Ale zanosi się na to, że będzie lepiej.
   - Świetnie - podsumowała kobieta. - Dajcie mu coś do jedzenia - zwróciła się do stojących nieopodal Cindy i Jareda. - A teraz trochę mniej świetne wieści. Tobias gdzieś się zgubił i od wczoraj nigdzie nie możemy go znaleźć.
   - Trzeba było go lepiej pilnować - wypaliła Madison, udając, że kaszle, po czym założyła ręce.
   Pani Jackson westchnęła ciężko, ale puściła jej niezbyt grzeczną uwagę mimo uszu.
   - No nic, dawajcie znać co jakiś czas, żebyśmy wiedzieli, że wszystko z wami okej - powiedziała, po czym obraz Obozu Herosów rozpłynął się w powietrzu.
_________________________________
Trochę mi zajęło betowanie, ale jest. Nowiusieńki rozdział nie z perspektywy Madison.
Zastanawiam się nad przeniesieniem na chwilę akcji spowrotem do Obozu i pokazaniem chwili z dorosłymi Percabeth, ale chyba wolę jeszcze trochę nad tym pomyśleć, poza tym to może za dużo ujawnić, a tego bym nie chciała.
Na YouTubie pojawił się już zwiastun wideo, choć nie wiem, czy warto już w ogóle myśleć o zwiastunie, zważając na to, że w głowie mam dopiero zarys wszystkich możliwych zarysów tego opowiadania.
Co do dodatku, który pisałam, że się pojawi, nie do końca wiem, ile zajmie mi praca nad opisami bohaterów, nie chcę też nikogo bombardować spoilerami, których będzie tam raczej sporo.
Ogólnie rzecz biorąc, wszystko stoi pod jedną wielką niewiadomą.

Ściskam,
Cece.

PS Czy Dom Hadesa wychodzi w Polsce ósmego października, według globalnej daty, czy na tłumaczenie kolejnej książki będę czekać pół roku?
PPS Czy jak czytacie (nie tylko to opowiadanie, ale cokolwiek), słyszycie w głowie, że bohaterowie mówią różnymi głosami, czy jest tak, jakby czytał wam wszystko jeden określony lektor? Zaczęłam się nad tym ostatnio zastanawiać i jakoś strasznie mnie zaciekawiło, więc chciałabym się dowiedzieć.
PPPS Jeszcze jedno pytanie: czy zostawiać ten szablon, co jest, czy zmienić go na ten?

6 komentarzy:

  1. No nareszcie.
    (się zebrałam żeby wszystko przeczytać i coś napisać).
    Po Twojej narracji z ostatniego opowiadania dziwnie mi się było przestawićz pierwszoosobowej czasu teraźniejszego do trzecioosobowej przeszłego, ale to chyba tylko moje problemy xd. W każdym razie czy w taki, czy w siaki, czy w owaki sposób jesteś po prostu nadzwyczajną pisarką i cidownie mi się czytało każdy rozdział.
    Zaczynając od końcowych pytań, mi się szablon bardzo podoba, ale zrobisz, jak zechcesz :)
    Ja jak czytam to tak mnie pochłania, że nie mam pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie :P
    Dom Hadesa wyjdzie po angielsku 8 października, a w Polsce premiera została przesunięta o tydzień i będzie 23 października ;)
    A wracając do opowiadania... Cudo! Tylko dawaj mi szybciej dorosłych Percabeth ;) I wracaj do Obozu! :D
    Ściskam,
    Całuję,
    Pozdrawiam,
    (i zapraszam do siebie -> na blogu o 1D prolog, na Percabeth na razie cisza xd)
    Merr xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też sie troszke męczyłam czytając czas teraźniejszy :)

      Usuń
  2. Rewelacja po prostu!Świetnie piszesz:)
    A co do pytań to premiera ,,Dom hadesa" będzie dokładnie 30 października.
    Szablon jest fajny, ale i tło i kolor czcionki są takie trochę....smutne:/
    Mogłabyś dodać trochę koloru, bo jest lekko monochromatycznie.
    I...tak.Słyszę głosy w głowie(huhu, jak Harry Potter:))kiedy to czytam:)
    Ogółem opowiadanie bardzo fajne.Najbardziej chyba lubię Jareda, nie wiem czemu:D

    OdpowiedzUsuń
  3. https://www.facebook.com/photo.php?fbid=605490849497671&set=a.127725580607536.20352.120471101332984&type=1&theater

    Nowa część Percy Jacksona! Czekać tylko do 2014 ;-;

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mam dzisiaj weny do długich komentarzy, więc powiem krótko... Trochę znudził mnie ten rozdział :( No przepraszam, za brutalną szczerość, ale tak jest.... No bo w sumie o niczym ten rozdział nie opowiadał takim szczególnym.
    Podoba mi się za to bardzo arogancja Sean'a i jego zachowanie, sposób myślenia. Świetna postać, bardzo realistycznie przedstawiona. Trochę wkurza mnie snobizm Madison bo niby jest taka opanowana, a jednak w większości sytuacji zachowuje się jak dziecko i patrzy na wszystkich z góry a to słabe podejście lidera. Coś w stylu "Jestem tak zajebista, że możecie mi buty czyścić, ale nigdy nie powiem tego głośno. Więc lepiej się domyśl głąbie."
    Ale to może tylko moje subiektywne spojrzenie.... Nie wiem.... Możesz się nim sugerować, nie musisz.
    Było całkiem sporo bogatych opisów *taniec szczęścia w deszczu* więc mogę chyba powiedzieć Huuuura!
    Dużo weny i do usłyszenia ;*

    ~Alis~

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej ten blog jest naprawdę cudowny. Szukałam wielu opowiadań z serii "Percy Jackson", ale tylko Twoje mi się podoba. Wszystkie rozdziały są wspaniałe. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale ja chyba słyszę głosy (O matko, to brzmi jakbym była chora psychicznie...). Uwielbiam wszystkich bohaterów tego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń