piątek, 11 lipca 2014

[17] Podniebne rewolucje

MUZYKA - wybierz z playlisty utwór "Feel Good Inc." (w miarę dodawania rozdziałów będą się także pojawiały nowe utwory)

   Niewiele po skończeniu śniadania drużyna zebrała się przed wejściem do największego z żółtych namiotów, czekając na Apolla i jego rydwan. Seana zastanawiało to, że Jared do tej pory się nie odnalazł. Coraz bardziej przekonywał się do założenia, że ktoś go porwał. Wspomniał o tym Madison, ale ona zbyła go, mówiąc, że zna Jareda na tyle, żeby wiedzieć, że to tylko żart i że i tak nie mają teraz czasu ani możliwości na urządzanie poszukiwań. Z jednej strony było w tym trochę racji, ojciec Cindy był ich jedyną szansą na szybkie przemieszczenie się, w dodatku odjeżdżał właściwie za kilka chwil i nie zanosiło się, żeby miał w najbliższym czasie wracać, ale z drugiej... Jak mogło ją to aż tak bardzo nie obchodzić?
   Odwrócił wzrok na córkę Hadesa, opartą plecami o wspornik namiotu. Miała, jak zwykle, ściągnięte brwi i poirytowany, zniecierpliwiony wyraz twarzy, jednakże za tą miną krył się jakiś cień satysfakcji, zapewne z tego, że wynegocjowała transport dla ich trójki. Przez sekundę Seanowi wydawało się nawet, że dyskretnie się uśmiechnęła, ale zaraz potem jej mina wróciła do poprzedniego stanu.
   - Na co tak patrzysz? - zapytała i odwróciła głowę w stronę Seana, najwyraźniej kątem oka zauważając na sobie jego spojrzenie.
   - Nie mogę? - odpowiedział pytaniem. Mogło to brzmieć trochę zaczepnie, ale nie taka była jego intencja. Nie rozumiał, dlaczego nawet teraz była taka obrażona. Dostała, co chciała, więc chyba nie było powodu do zbędnych fochów.
   - Nie - ucięła. Chyba również nie miała ochoty na słowne przepychanki, bo milknąc, odwróciła wzrok, z powrotem przenosząc go gdzieś w przestrzeń.
   Chwilę później Apollo w końcu pojawił się, podjeżdżając pod namiot Dionizosa swoim rydwanem, który wbrew swojej nazwie i ku wielkiemu zaskoczeniu Seana, wcale rydwanem nie był. Wyglądał raczej jak turystyczny minibus, taki z przejściem pośrodku i kilkoma rzędami podwójnych foteli po obu stronach.
   - To jest ten cały Rydwan Słońca? - spytała Madison, unosząc jedną brew i wskazując palcem na intensywnie żółtą karoserię pojazdu. Miała chyba te same wątpliwości, co Sean, bo Apollo, z tego, co chłopak zdążył zauważyć już wcześniej, wydawał się niezłym żartownisiem i mógł próbować wykręcić imś jakiś dziwny dowcip. - To chyba jakiś żart - dodała jeszcze, splatając ręce na piersi.
   Apollo przesunął się trochę i wychylił głowę przez okno od strony pasażera.
   - Czy wyglądam, jakbym żartował? - wydawał się zmęczony i nieco poirytowany, co, biorąc pod uwagę jego zachowanie z poprzednich kilku dni, było raczej dziwne. Chociaż, może miał po prostu jakiś gorszy dzień? Bogom pewnie też się to zdarza, więc musiało dopaść i jego. Przecież już przy śniadaniu zdawał się być trochę mniej optymistycznie nastawiony niż wcześniej.
   - Wsiadać - zakomenderował stanowczym, wręcz nie znoszącym sprzeciwu tonem. - Zostawcie bagaże i broń tutaj, żebym mógł je zapakować. I nie ważcie się pobrudzić tapicerki, bo świeżo byłem w myjni! - dodał, wysiadając z busa i kierując się w stronę ułożonych na ziemi plecaków, podczas kiedy trójka półbogów umiejscowiła się na siedzeniach wewnątrz - Sean zaraz za miejscem kierowcy, tuż za nim Cindy, a Madison na poczwórnej kanapie na samym końcu.
   Minęło kilka chwil i Apollo również znalazł się w środku samochodu i usiadł na fotelu kierowcy, niecierpliwie stukając palcami w kierownicę.
   - To dokąd chcieliście jechać? Kansas City, zgadza się? - zapytał, co było dla Seana całkiem zaskakujące, bo jeszcze poprzedniego dnia wszyscy pokłócili się o to, gdzie najdalej będzie mógł ich wysadzić. Aż dziw, że nie pamiętał czegoś, co wywołało aż taki zamęt i niemal nie skłoniło Dionizosa do wyżycia swojego gniewu na nich (to akurat syn Hermesa zauważył między wierszami, ale był szczerze przekonany, że ich boski gospodarz tak właśnie się czuł).
   - Denver, w stanie Kolorado - przypomniała neutralnym tonem Cindy, choć w niej Sean też mógł wyczuć cień zdziwienia.
   - Jasne - odpowiedział krótko bóg, ruszając wóz i odjeżdżając kilkanaście metrów... w górę? Sean nie mógł do końca uwierzyć swoim zmysłom, ale kiedy wyjrzał przez zasłonięte cienką tkaniną okno, mógł się doskonale przekonać, że wznosili się coraz wyżej i wyżej, zostawiając obozowisko w dole. Dopiero później zaczęli przemieszczać się w kierunku południowego zachodu, co wywnioskował z pozycji słońca na niebie. Od zmiany wysokości i ciśnienia zaczęły mu się zatykać uszy, ale kiedy osiągnęli jakiś tam docelowy pułap, poczuł się trochę lepiej.
   Odsunął szerzej ciemnogranatową, lekką zasłonkę po swojej lewej i spojrzał przez duże, sięgające od wysokości mniej więcej jego łokcia prawie do dachu busa, okno. Patrząc na chmury w górze, mógł stwierdzić, że poruszają się dużo szybciej niż gdyby jechali zwykłym busem. Kiedy zwrócił wzrok w dół, zobaczył głównie kwadratowe i prostokątne pola w różnych odcieniach brązu i ziemistej zieleni, a także niewielkie skupiska budynków mikroskopijnej wielkości w miejscach, gdzie znajdowały się miasta lub większe farmy. Gdy ostatni raz podróżował samolotem, był na tyle mały, żeby już tego nie pamiętać, ale był przekonany, że przelot nad sporą częścią północno-wschodnich stanów musiał wyglądać właśnie tak lub podobnie.
   Kiedy tak wodził oczami po powoli zmieniającym się krajobrazie pod nimi, wpadło mu do głowy pewne całkiem istotne pytanie, mianowicie - dlaczego Madison wybrała akurat Denver? Jadąc tam, odbijali trochę na północ, co było kompletnie bez sensu, bo oddalali się od celu, zamiast do niego przybliżać. Korzystniej byłoby chyba przyjąć, hm, propozycję Dionizosa i zakończyć rejs z Apollem w Kansas City, bez niepotrzebnego wydłużania trasy.
   Zasłonił okno z powrotem i odwrócił się do tyłu, żeby móc spojrzeć na to, co robiły w tym momencie obie dziewczyny. Cindy wyglądała przez okno, podobnie jak on przed chwilą, a Madison chyba postanowiła się zdrzemnąć, albo coś w tym rodzaju, bo położyła się w poprzek czterech tylnych siedzeń, tak, że przez prześwit między fotelami widać było tylko fragment jej nóg.
   Krótką chwilę potem Cindy odwróciła się do przodu i patrząc na tył głowy i plecy Apolla, odezwała się z radością w głosie, najwyraźniej chcąc pochwalić się sukcesem.
   - Żałuj, że nie było cię w Obozie podczas ostatniej bitwy o sztandar. Znowu wygraliśmy! - w tym momencie Sean ułożył się wygodniej na swoim fotelu, odsuwając granatową zasłonkę na dobre i opierając się bokiem o gładką powierzchnię szyby.
   - Chciałem - zaczął Apollo neutralnym tonem, nie odwracając się od deski rozdzielczej i kierownicy. - Ale zatrzymały mnie, ee... No wiesz, boskie sprawy - brzmiał całkiem niepewnie, trochę jak dziecko, które próbuje wymigać się od kary, kiedy coś zepsuje lub zbije i woli posłużyć się jakąś względnie sprytną wymówką zamiast powiedzieć prawdę. To w sumie dziwne, żeby musiał się tak tłumaczyć przed własną córką, do tego w połowie śmiertelniczką.
   Sean spojrzał na Cindy, która wyglądała na nieusatysfakcjonowaną taką odpowiedzią. Chyba chciała coś odpowiedzieć, ale ubiegła ją Madison, która niespodziewanie poderwała się z pozycji leżącej i przesunęła się na miejsce tuż obok Seana, uciszając Cindy przez położenie jej palca na ustach. Blondynka posłała jej pytające spojrzenie, na co córka Hadesa odpowiedziała stanowczą miną, oznaczającą koniec dyskusji.
   - A jak tam twoja poezja? - zapytała, unosząc jedną brew w ciekawsko-wyzywającym wyrazie. - Ciągle piszesz tyle haiku?
   Apollo roześmiał się głośno.
   - Haiku? Coś ty! - odparł, weselej niż poprzednio. - Haiku to już przeżytek. Teraz tworzy się tylko fraszki. Chcecie posłuchać jakiejś?
   - Na razie podziękujemy - stwierdziła Madison i zaraz potem obróciła się na fotelu w taki sposób, żeby być odwrócona przodem i do Seana, i do Cindy.
   - Nie wiecie, co tracicie - bóg odwrócił na parę sekund głowę w ich kierunku i uśmiechnął się od ucha do ucha.
   - To nie jest Apollo - wyszeptała ciemnowłosa ostrzegawczo, zaraz jednak sprawdziła, czy aby jej nie usłyszał.
   - O czym ty mówisz? - Sean zdziwił się. Jakim sposobem Apollo miał nie być Apollem? W takim razie kim był? - Nie rozumiem - dodał.
   - Znasz chyba swojego ojca na tyle, żeby wiedzieć, że nie przegapiłby bitwy o sztandar na rzecz jakichś boskich obowiązków ani nigdy nie porzuciłby pisania haiku, nie mówiąc już o tym, żeby przepuścić okazję do zaprezentowania jakiegoś swojego wiersza - półbogini zaczęła cicho tłumaczyć wszystko, zwracając się do Cindy. - A to zachowanie wcześniej? No i to, że nie wiedział, dokąd ma nas wieźć, chociaż jeszcze wczoraj była o to taka spina? - pokręciła lekko głową, zaciskając usta, a Sean w tym czasie zaczął analizować każde jej słowo. Nie wiedział do końca, jak dokładnie powinien zachowywać się prawdziwy Apollo, ale skoro Madison, która dobrze znała się na całym tym pokręconym, półboskim świecie (w końcu zauważyła, że dwie z trzech Gracji wcale nie były Gracjami, tylko Gorgonami), miała jakieś złe przeczucia, chyba warto byłoby jej zaufać.
   Spojrzał na drugą półboginię, obserwując jej reakcję na słowa córki Hadesa.
   - Nie jestem pewna - stwierdziła szeptem, odgarniając kosmyk jasnych włosów za ucho. - Wygląda zupełnie jak Apollo, no i ma całkiem podobny sposób bycia. Kiedy spotkaliśmy go pierwszego dnia, zachowywał się dokładnie tak samo, jak zwykle, ale teraz... - zamilkła na chwilę, najpewniej się zastanawiając. - Nie wiem, ale na pewno masz rację z tymi haiku i w ogóle z poezją, bo tata wręcz kocha się nią popisywać.
   - W takim razie co robimy? - spytał Sean, nieco głośniejszym szeptem niż poprzednio. - Jak chcesz się przekonać, czy to naprawdę Apollo?
   - Na razie nijak - stwierdziła Madison. - Ale oboje bądźcie czujni, tak na...
   - Co tam tak szepczecie? - odezwał się nagle Apollo, cały czas jednak patrząc na drogę, oczywiście jeśli nieprzebyte masy powietrza przed nimi można było określić drogą.
   - Omawialiśmy to, co zrobimy, jak już dotrzemy na miejsce - wytłumaczył Sean, rozumiejąc, że najlepiej byłoby posłużyć się jakąś przykrywką. - Mamy parę spraw do załatwienia, więc trzeba ustalić, od której zaczniemy - nie mógł przecież zdradzić, że próbują stwierdzić, czy osoba, która ich wiezie, aby na pewno jest tym, za kogo się podaje. Nie wiedział, skąd tak nagle wziął się w nim refleks do powiedzenia kłamstwa, bo zazwyczaj starał się tego unikać. Kiedy jako uciekinier żył z wykradania różnych rzeczy napotkanym ludziom, po prostu unikał niepotrzebnych rozmów, więc nie miał do tego okazji, co dopiero mówić o wcześniejszych czasach, kiedy pomimo wszystkich swoich ucieczek był naprawdę uczciwym dzieckiem. Może to dlatego, że niedawno został uznany za syna boga złodziei i rzezimieszków? Może dostał w pakiecie umiejętności zawodowego lockpickera i Nie zastanawiał się nad tym jakoś głębiej i teraz chyba też nie mógł, bo Apollo kontynuował rozmowę.
   - Zabawne, bo słyszałem coś zupełnie innego - ton, jakim mówił bóg, był z sekundy na sekundę coraz bardziej niepokojący. - Może i mam już swoje lata, ale to nie znaczy, że ogłuchłam - zrobił chwilową pauzę, tak, jakby szukał właściwego słowa. Seana zdziwiło to, że powiedział “ogłuchłam” zamiast użyć rodzaju męskiego, którego przecież powinien. - Chociaż w sumie... Nie ma sensu dłużej ukrywać, że nie jestem tym niespełnionym, olimpijskim dziwakiem z lirą pod pachą - wątpliwości syna Hermesa zostały rozwiane w jednym, krótkim momencie, kiedy postać na fotelu kierowcy zmieniła się w tę samą jasnowłosą kobietę, na którą wpadł podczas przyjęcia. Tym razem, zamiast długiej sukni miała na sobie wojskową kurtkę i wąskie, czarne spodnie. Nie mógł zauważyć butów, ale spodziewał się czegoś w rodzaju glanów lub innego w miarę ciężkiego obuwia.
   - Mamy rozumieć, że porwała nas jakaś szalona bachantka? - chłopak był autentycznie zdziwiony, podobnie jak obie półboginie. Jego umysł nabrał nagle ochoty, żeby zacząć strzelać pytaniami jak z karabinu. Czy od początku mieli do czynienia z nią? Jeśli tak, to jak, a przede wszystkim, kiedy, zdobyła Rydwan Słońca? I chyba najważniejsze - co zrobiła z prawdziwym Apollem?
   - Jesteś całkiem uroczy, szkoda tylko, że taki nierozgarnięty - odparła dziewczyna, śmiejąc się dziwnie, po czym przycisnęła jakiś guzik obok deski rozdzielczej, wstała i przeszła między fotelami, żeby usiąść naprzeciw Madison. - Gdybym była jedną z tych pustych lalek, ani wy, ani ja nie znaleźlibyśmy się teraz tutaj - przewidywanie syna Hermesa było prawidłowe, bo nieznajoma faktycznie miała na stopach glany.
   - W takim razie kim jesteś? - zapytała Madison, wyraźnie zdenerwowana takim obrotem sytuacji. W końcu jej obawy przed niebezpieczeństwem już nie pierwszy raz okazały się słuszne.
   - Mówią na mnie Aria, więcej chyba nie potrzebujecie wiedzieć - powiedziała tonem zupełnie pozbawionym emocji, zaraz potem jednak uśmiechnęła się złowieszczo.
   - Co zrobiłaś z Apollem? Gdzie on jest? - Cindy wydawała się jednocześnie podirytowana i przestraszona. W jej głosie było słychać niepewność, głównie przez to, że drżał, kiedy wymawiała większość samogłosek.
   - Dowiecie się w swoim czasie - Aria zniknęła ze swojego dotychczasowego miejsca, żeby pojawić się na siedzeniu obok Cindy. Nie wiadomo skąd wyciągnęła całkiem spory sztylet i w jednej chwili chwyciła ją tak, że nóż znalazł się tuż przed jej gardłem. - Teraz obiecajcie, że będziecie grzecznie współpracować. W przeciwnym wypadku ta koleżanka tutaj pożegna się z życiem, a wy zaraz po niej - zagroziła lodowatym tonem.
   - Nie ma mowy! Do niczego nas nie zmusisz! - krzyknęła Madison, kiedy otrząsnęła się z pierwszej fali zaskoczenia. Sean ciągle był w szoku, głównie dlatego, że nie miał pojęcia, w jaki sposób dziewczyna tak szybko się przemieściła. Domyślał się, że musi za tym stać jakiegoś rodzaju magia, ale tak czy tak jego umysł nie był w stanie tego do końca pojąć.
   - Doprawdy? - Aria przysunęła sztylet bliżej do szyi Cindy. - Znajdujemy się jakieś dwa i pół kilometra nad ziemią, więc znikąd nie pojawi się dla was żadna pomoc, a do tego jesteście kompletnie bez broni, bo sama włożyłam wszystko do schowk...AAU! - wrzasnęła, kiedy Madison wbiła w jej ramię sztylet podobny do tego, który jeszcze chwilę temu miał posłużyć do pozbawienia życia córki Apolla. Sean nie zauważył, skąd go wzięła, ale podejrzewał, że ukryła go gdzieś, zanim wsiedli na pokład.
   - Jak śmiesz! - syknęła Aria, przenosząc się z powrotem do alejki między rzędami foteli i zasłaniając ranę ręką. Córka Hadesa zdążyła w tym czasie stanąć na swoim siedzeniu, więc mogła odeprzeć rzucającą się na nią sporo wyższą i wyraźnie lepiej zbudowaną dziewczynę.
   Cindy i Sean wymienili szybkie spojrzenia. Chłopak zauważył, że wciąż była wstrząśnięta. W końcu nawet półbogowie niecodziennie mają dosłownie nóż na gardle, prawda? Blondynka położyła dłoń w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się sztylet i odetchnęła z ulgą, a następnie spojrzała przez odsłonięte okno, momentalnie szerzej otwierając oczy ze strachu.
   - Czy my... spadamy? - zapytała. Jej głos był przepełniony napięciem i przerażeniem.
   Sean również zwrócił wzrok w stronę widoku za szybą. Córka Apolla miała rację - tor ich lotu nie wiódł w górę ani nawet poziomo po tej samej wysokości. Bez kogoś za kierownicą, kto podciągnąłby Rydwan do odpowiedniego kursu, raczej pewne było, że niedługo się rozbiją, więc szybko przeskoczył przez oparcie fotela przed sobą i znalazł się na miejscu kierowcy.
   Omiótł spojrzeniem kontrolki i przyciski znajdujące się na desce rozdzielczej i koło niej. Jeszcze niedawno prowadził kradzione samochody, które nauczył się odpalać poprzez złączenie ze sobą odpowiednich kabelków i wciśnięcie całkiem skomplikowanej sekwencji guzików, ale tutaj wszystko było inne, magiczne, więc nie do końca orientował się, co robi, kiedy próbował zapanować nad pojazdem przez manipulowanie wszystkimi przełącznikami po kolei. Niestety, nic nie dawało pożądanego efektu i wciąż zbliżali się do bliskiego spotkania z powierzchnią ziemi. Wciąż byli ponad półtora kilometra nad nią, ale przy prędkości, z którą się poruszali, mogło to nastąpić raczej szybko.
   Popatrzył w prawo, na dość spory, jak na minibusowe warunki, kawałek wolnej przestrzeni pomiędzy fotelem kierującego, drzwiami wyjściowymi, a resztą siedzeń, gdzie Madison i Aria zwarły się w walce. Córka Hadesa może i była niższa i drobniejsza od swojej przeciwniczki, ale niewątpliwie dorównywała jej refleksem i umiejętnościami bitewnymi. Sean przypuszczał, że ma za sobą wiele lat treningów i musiał przyznać, że fantastycznie sobie radziła, mimo tego, że na jej odkrytych ramionach było już parę świeżych ran.
   Szczerze mówiąc, ich starcie polegało w znacznej większości na wykonywaniu szybkich uników przed ciosami sztyletów przy jednoczesnych próbach poznawienia się nawzajem równowagi. Pojedynek był bardzo wyrównany, kiedy jedna z walczących zdobywała przewagę, druga skutecznie przechylała szalę zwycięstwa na swoją stronę.
   - W życiu wam się nie uda - warknęła Aria przez zaciśnięte zęby. - Nie jesteś w stanie mnie pokonać - wycelowała swój nóż w bok córki Hadesa, która nie zdążyła się do końca uchylić, więc ostrze rozcięło materiał jej koszulki i skórę po lewej stronie jej brzucha, tuż pod ostatnim żebrem. Madison tylko syknęła i pomimo krwi wypływającej z, na szczęście, niezbyt głębokiej rany, dzielnie broniła się dalej. - A nawet jeśli, to i tak się rozbijecie - dodała po chwili jasnowłosa. - Trajektoria lotu tego rzęcha jest zablokowana. Nie ma szans, żebyście połapali się, jak sprowadzić go na właściwy tor.
   Zablokowana... A więc dlatego żaden z przesuniętych przez Seana przełączników nie działał. Chłopak zastanowił się przez chwilę, starając się znaleźć sposób na odblokowanie sterowania, jeszcze raz dokładnie przyglądając się wszystkim kontrolkom po kolei. Żadna z kombinacji, które wypróbował do tej pory, i które powinny zadziałać, nie przyniosła pożądanego efektu. Wręcz przeciwnie, wydawało się, że kierowali się w dół pod coraz większym kątem.
   Niespodziewanie poczuł delikatne szarpnięcie całego busa na bok. Po raz kolejny spojrzał w prawą stronę, gdzie do walki Madison i Arii dołączyła się również Cindy. Jednym skokiem z siedzenia za plecami Seana, na które musiała wcześniej przejść, znalazła się pomiędzy dwoma dziewczynami, popychając wyższą z nich na drzwi tak, że musiała zaprzeć się dłonią o klamkę, żeby nie upaść na podłogę. Niestety, a może i całkiem stety, zamek nie był zablokowany i przejście otworzyło się pod naciskiem jej ręki, wpuszczając do środka falę lodowatego powietrza.
   Aria z początku balansowała na progu, starając się nie wypaść. Na jej twarzy przez ułamek sekundy można było dostrzec cień strachu, najpewniej przed upadkiem, ale jej mina bardzo szybko wróciła do poprzedniego, zaciętego wyrazu, kiedy jakimś sposobem udało jej się złapać równowagę i wciągnąć się z powrotem do środka pojazdu. Tym razem, zamiast znów atakować Madison, zdecydowała się wymierzyć kolejny cios w nieuzbrojoną Cindy. Półbogini zrobiła zwinny unik, podczas kiedy córka Hadesa wykorzystała to, że przeciwniczka nie była dostatecznie skupiona na niej i z całej siły wbiła sztylet pomiędzy jej żebra, jednocześnie starając się kopnięciem wypchnąć ją z minibusa.
   Było oczywiste, że po tym jasnowłosa nie będzie w stanie utrzymać się na nogach i prawie natychmiast zaczęła opadać plecami w stronę otwartych drzwi i pustki poza nimi. Przez twarz Madison przebiegł już cień satysfakcji i ulgi, jednak kiedy powietrze rozdarł pisk Cindy, momentalnie zastąpiło go przerażenie.
   W ostatnim geście przed tym, jak kompletnie osunęła się w przestrzeń, Aria chwyciła córkę Apolla za kostkę, przewracając ją i wyciągając ze sobą z przemieszczającego się w zastraszającym tempie Rydwanu Słońca, tak, że obie spadały teraz coraz niżej i niżej przez przestworza.
______________________
Jeszcze raz wszystkich przepraszam, że wstawiam ten rozdział teraz, a nie (o wiele!) wcześniej, ale dopiero dziś w nocy udało mi się go dokończyć i nałożyć ostateczne poprawki. No i jest trochę dłuższy niż poprzednie bo jak wracać to już porządnie.
Tak czy tak, nawet w wakacje nie mam na nic czasu, po prostu szkoda słów.
No i można powiedzieć, że ta część jest taka trochę jubileuszowa, bo dwudziestego czwartego lipca mija rok od startu całej tej historii. Trochę nie mogę uwierzyć, że już tak długo to trwa, no i nie wiem, czy mam się z tego cieszyć. Poprzedni blog był aktualizowany częściej, ale teraz widzę, że ucierpiała na tym jakość fabuły i jej realizacji.
No, teraz chyba się już nagadałam.
Pozdrawiam serdecznie i po raz enty bardzo, ale to bardzo Was wszystkich przepraszam!
Cece.