poniedziałek, 18 listopada 2013

[09] Śliczności w spiżarni

MUZYKA - wybierz z playlisty utwór "London Beckoned Songs About Money Written By Machines" (w miarę dodawania rozdziałów będą się także pojawiały nowe utwory)

   W miejscu, gdzie powinniśmy znaleźć wygodne łóżka i ciepły prysznic, zionie ogromna dziura. Zupełnie, jakby ktoś wyrwał cały hotel z ziemi i zabrał ze sobą jak muszlę znalezioną na plaży. Wszystko dookoła, czyli mały park i kilka domów, wydaje się zupełnie nietknięte i nieruchome.
   Zsiadam z motocykla i rozglądam się w poszukiwaniu czegoś, co mogło wywołać takie zniszczenia. Niestety, wokół nas nie ma zupełnie nic, co niepokoi mnie jeszcze bardziej, bo nienawidzę nie znać zagrożenia, któremu muszę się przeciwstawić. Poza tym, lekcje szermierki nauczyły mnie, że o wiele łatwiej jest pokonać kogoś, znając jego najsłabsze punkty, a jeśli mam cokolwiek tu znaleźć, miło by było, gdybym miała gdzie szukać.
   Jedynym dowodem, świadczącym o tym, że coś tu kiedykolwiek stało, są rozrzucone gdzieniegdzie resztki fundamentów i jedna większa kupa gruzu, do złudzenia przypominająca schody, prowadzące do podziemia tego, co kiedyś było hotelem.
   Widzę, że Jared otwiera usta, żeby wydobyć z nich jakąś kolejną złośliwą uwagę.
   - Nawet nie próbuj - ucinam, zanim zdąży cokolowiek powiedzieć, po czym posyłam mu spojrzenie, które powinno zabijać.
   - Co chcesz teraz zrobić? - pyta Cindy. - Szukamy innego... A cóż to za śliczne maleństwo? - odwraca się w stronę najbliższego stosu betonowych odłamków. Również spoglądam w tamtą stronę, zastanawiając się, co przyciągnęło jej uwagę. Początkowo nic tam nie zauważam, ale chwilę później dostrzegam nieduże, łuskowate coś, przypominające jaszczurkę stworzenie wielkości szczeniaka. Stworzenie jest ciemnoszare z czerwonym paskiem na grzbiecie, a jego czarno-żółte, paciorkowate oczy wyglądają dość zabawnie, każde odwrócone w inną stronę. Gad co jakiś czas wysuwa i chowa intensywnie zielony, wężowy język albo macha długim na jakieś czterdzieści centymetrów ogonem.
   - Co to jest? - pyta nagle Sean, którego chyba także zaciekawił ten “słodziaczek”.
   - Wygląda jak jakiś gekon spasiony sterydami - stwierdza Jared.
   - Daj spokój - mówi spokojnie Cindy. - Jest przeuroczy - wyskakuje z przyczepy i powoli podchodzi bliżej dziwnego jaszczura, wyciągając do niego rękę tak, jak się to zwykle robi, zachęcając do siebie koty czy psy. Zwierzę wyciąga się ku niej i delikatnie ociera głową o jej palec.
   - Widzicie? - moja przyjaciółka odwraca się do nas, cały czas dotykając tajemniczego zwierzęcia dłonią. - Jest zupełnie niegroź... Auć! - krzyczy, kiedy gad energicznie wbija swoje połyskujące, lekko złotawe, ostre zęby w jej nadgarstek. Cindy natychmiast cofa rękę, na co jaszczur zaczyna dziwnie ruszać nozdrzami położonymi z przodu głowy, tak, jakby wyczuł coś interesującego, i wydobywa z siebie chrapliwy, nieznośnie wysoki dźwięk, po czym zastyga w miejscu niczym ozdoba, które niektórzy (czytaj: niespełna rozumu) ludzie kładą na trawnikach przed domem.
   - Zła jaszczurka - Cindy marszczy brwi i strofuje gada tak, jak jakby zwracała się do nieułożonego szczeniaka. - Nie wolno gryźć ludzi.
   - Cicho - mówię, kiedy wyczuwam, że ziemia pod naszymi stopami zaczyna się poruszać. Spod powiedzchni dochodzi nas kolejny dźwięk, podobny do pisknięcia jaszczura sprzed kilku minut, ale dużo niższy i głębszy, zupełnie jak...
   Nie jest dobrze.
   - Nie mam zielonego pojęcia, czym jest to coś, ale wydaje mi się, że właśnie zawołało jakiegoś swojego większego kolegę - wysuwa Jared, zupełnie, jakby potrafił czytać mi w myślach.
   W tym momencie beton, na którym stoimy, zaczyna pękać, a niektóre jego części zapadają się. Czuję, że grunt chwieje mi się pod nogami, po czym spadam dobre dwa i pół metra w dół, razem z wszystkim, co wcześniej znajdowało się w promieniu kilkunastu centymetrów ode mnie.
   Miejsce, w którym się znajduję, musiało jeszcze niedawno być kuchnią lub raczej spiżarnią. Dookoła mnie stoi pełno regałów lecz jedzenia ani śladu. Jedyną rzeczą, która pozostała na miejscu, jest komplet srebrnych, chyba stalowych naczyń ze wzorem w liście laurowe.
   Po mojej lewej stronie, w miejscu, gdzie spodziewałabym się drzwi, widnieje ogromna dziura. Za nią dostrzegam jakieś pomieszczenie, kiepsko oświetlone przez światło dzienne wpadające przez klatkę schodową, której pozostałości zauważyłam wcześniej. Nie jestem w stanie określić jego dokładnego rozmiaru, ale wydaje mi się, że jest sporo większe od tego, w którym znajduję się ja.
   - Żyjesz? - w dziurze w stropie, z której spadł mój kawałek betonu pojawia się zaniepokojona twarz Seana.
   - Jak widzisz, jeszcze nie umarłam - odpowiadam zniecierpliwiona i na chwilę zastygam w miejscu, kiedy tuż obok mnie rozlega się kolejny ryczący dźwięk. “Nie jest dobrze” - myślę.
   Właściwie to nie tyle nie jest dobrze, ile jest po prostu fatalnie.
   Przez wyrwę w ścianie po lewej patrzy na mnie intensywnie żółte, gadzie oko, otoczone srebrzystoszarymy łuskami. Ostrożnie wyciągam miecz zza paska wciąż ubłoconych szortów (w sumie to nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio się przebierałam - naprawdę, jedyne, czego teraz pragnę, to prysznic i miękki materac, bo od spania na karimacie gdzieś w środku pola chyba skrzywiły mi się plecy). Widok Stygijskiego żelaza chyba nie podoba się właścicielowi oka, bo po chwili słyszę kolejny tłumiony ryk. Mimo to, przyjmuję pozycję obronną, żałując, że nie mam ze sobą tarczy.
   Przez chwilę czekam, aż potwór zaatakuje, ale nic się nie dzieje, więc nieco opuszczam miecz, ciągle jednak pozostaję w pełnej gotowości do odparcia jakiegokolwiek ciosu. Nie wiem, jakiego kształtu jest znajdujące się przede mną stworzenie, ale sądząc po wielkości oka, jest raczej sporych rozmiarów. Zastanawiam się, czy samemu nie wyprowadzić pierwszego ciosu, ale tuż przy uchu przelatuje mi strzała, która wbija się w sam środek kanarkowego oka. Potwór ryczy, a wszystko dookoła zaczyna się trząść, po czym w jakiś magiczny sposób zamiast niewielkich rozmiarów dziury w stropie nade mną widzę pokryte szarymi chmurami niebo. Obok mnie leży trójka moich towarzyszy, w jakże świetnym stanie, jedno na drugim, zaplątani w swoje ręce, nogi i broń. Wzdycham, kiedy zbierają się spod tego, co zostało z regałów w hotelowej spiżarni.
   Szczerze mówiąc to niewiele zostało nawet ze szczątek, które zastaliśmy na początku, za to zamiast większego pomieszczenia po lewej dokładnie naprzeciw nas wnosi się wielkie, szare coś, wydające z siebie niezwykle irytujący dźwięk, podobny do syreny strażackiej.
   Natychmiast zauważam jaszczura, z którym próbowała się zaprzyjaźnić Cindy, który w jakiś niewyjaśniony sposób wspiął się na głowę właściciela jasnożółtego oka, który wygląda prawie tak samo jak on, z tą różnicą, że jest jakieś sto osiemnaście razy większy, a to coś, co znajduje się przed nami, to jego przednia łapa, cała pokryta metaliczną, srebrzystą łuską.
   Moja załoga podnosi się z ziemi i natychmiast staje w pełnej gotowości do walki. Jared uruchamia prąd w swojej włóczni, Cindy naciąga kolejną strzałę na cięciwę spiżowej kuszy, a Sean unosi Szerszenia, gotowy w kilku ciosach obezwładnić stojącą przed nami bestię, tak łatwo, jak jeszcze w obozie pokonał Aarona, automatycznie przejmując tytuł najlepszego szermierza.
   Na widok miecza Króla Złodziei przechodzi mnie dreszcz, ponieważ wyczuwam klątwę, która kiedyś ciążyła na jego poprzednim właścicielu. Z drugiej strony jednak, Sean to nie Luke i nie da się omamić ciemnej stronie, może dlatego, że nie rozumie jeszcze naprawdę wielu rzeczy, związanych z byciem w połowie bogiem.
   Swoją drogą, może to dlatego Hermes tak często odwiedza teraz Obóz Herosów - nie chce popełnić tego samego błędu po raz kolejny.
   - Padnij! - krzyczy Jared, rzucając Pieszczocha w gigantyczną łapę przede mną, wyrywając mnie tym samym ze strumienia myśli, w który nie powinnam była wpadać. W ostatniej chwili uchylam się, pozwalając włóczni wbić się pomiędzy łuski gada. Jaszczur nie wydaje się jednak za bardzo przejęty i z łatwością odrzuca Pieszczocha od siebie, łamiąc wpół drzewce.
   - No co jest? - wrzeszczy syn Aresa. - Przecież nie powinien się tak łatwo złamać! Wzmacniałem ją chyba ze trzy razy!
   - Zamknij się i znajdź sobie jakąś inną broń, Cunningham! - krzyczę w odpowiedzi, próbując odwrócić uwagę ryczącego znowu potwora, żeby dać Seanowi i Cindy możliwość zajścia go z zaskoczenia. - Hej, śmierdzielu! - wymachuję rękami na wszystkie strony i biegam w kółko jak opętana. - Smaczna, zdrowa półbogini w ekologicznym sosie z błota tylko tutaj! Zapewniam, że smakuję jak tona świeżych wołowych steków o poranku! - kłuję nogę giganta mieczem, żeby zirytować go jeszcze bardziej.
   Cindy wystrzeliwuje coraz więcej i więcej strzał, a Sean chyba podchwycił mój sposób walki, bo również zatacza chaotyczne kręgi wokół potwora.
   - Zdaje mi się, że to bazyliszek lub coś w tym rodzaju - słyszę, jak mówi, kiedy po kilku minutach w końcu znajdujemy się na tyle blisko siebie, żeby nie krzyczeć, aby zrozumieć się pomiędzy wrzaskami bestii. - Potrzebujemy lustra.
   Ostrożnie rozglądam się w poszukiwaniu czegoś, w czym możnaby się przejrzeć, bo wiadomo, że pokazanie bazyliszkowi jego samego powinno zamienić go w kamień, przynajmniej na chwilę. Nagle przypominam sobie stertę połyskujących, srebrnych naczyń leżącą pomiędzy resztkami hotelowej spiżarni.
   - Weź największą, najczystszą tacę i postaraj się, żeby spojrzał sobie w oczy - mówię stanowczo, wskazując głową miejsce, gdzie powinna znajdować się zastawa, jednocześnie nie spuszczając wzroku z miotającego się jaszczura. - I każ Jaredowi zrobić to samo.
   Sean odbiega, a ja staram się przybliżyć do nakładającej na kuszę coraz to nowe strzały Cindy.
   - Zmiana planów! - informuję ją, wydzierając się na cały głos. - Doprowadzamy go do furii! - oddalam się i zamachuję mieczem, żeby trafić w przednią łapę potwora, teraz znajdującą się nad ruinami klatki schodowej, kiedy coś uderza mnie w plecy, odpychając na stertę gruzu gdzieś poza polem walki.
   Oczy zachodzą mi czernią, kiedy uderzam o beton. Wydaje mi się, że gdzieś rozlega się trzask łamanych kości, ale jedyne, o czym mogę w tej chwili myśleć, to ogarniająca mnie zewsząd potrzeba zamknięcia powiek.
   Ostatnie, co słyszę, to kolejny ryk potwora, brzęk mojego miecza o ziemię i jakieś dzikie piski.
_______________________________
No, w końcu udało mi się wstawić. Wyszło trochę dłużej niż ostatnio, z czego bardzo się cieszę, ale i tak mogło być lepiej. Zakończenie takie z lekka dramatyczne, no i nie mogę się doczekać tego, co będzie dalej (och, ja zła).
W każdym razie, lecę oglądać GOT, bo strasznie chcę ogarnąć, kto jest kim i co robi (na razie znam tylko przesłodkiego Brana <3)
Ściskam,
Cece.

piątek, 8 listopada 2013

BONUS! «Dom Hadesa» - recenzja

    Rozdział dziewiąty się pisze, a na razie zapraszam do lektury obiecanej recenzji.
   Przed wami moje refleksje po przeczytaniu Domu Hadesa, ze wszystkimi szczegółami i spoilerami (jeśli komuś nie udało się jeszcze zdobyć/skończyć książki, będzie to naprawdę zasadniczy spoiler, więc zaznaczam: czytacie na własne ryzyko).
Przed stricte treścią robię przejście do strony posta, bo wiem, że niektórzy mogą nie chcieć znać wszystkich zamieszczonych informacji, jeśli jeszcze sami nie dotarli do nich w książce (teraz możecie dziękować ;p).