niedziela, 12 stycznia 2014

[12] Ruchome obrazy

MUZYKA - wybierz z playlisty utwór "Out On The Town" (w miarę dodawania rozdziałów będą się także pojawiały nowe utwory)

   Niemrawo wpatruję się w zmarszczki na brezentowym suficie namiotu, kiedy Lamia oznajmia mi, że reszta załogi w końcu pokwapiła się do sprawdzenia, co ze mną, po czym wychodzi coś załatwić. Poprawiam się na moim rozkładanym łóżku i otrzepuję sukienkę z okruchów po kruchych ciasteczkach, które menada dała mi jakąś chwilę temu.
   Oglądam się w stronę wejścia i rzeczywiście, troje moich towarzyszy misji powolnym krokiem mija bachantkę i zbliża się do mnie. Cindy i Sean siadają na turystycznych stołkach rozłożonych obok, a Jared opiera się o stół, na którym Lamia rozłożyła apteczkę i jakieś jedzenie.
   - I co, zyjesz? - pyta po chwili Sean.
   - A co? - odpowiadam, również pytaniem. - Wyglądam na martwą?
   - Ale... Twoja ręka - zaczyna Cindy, pokazując palcem na bandaże i temblak. - I w ogóle wszystkie te plastry...
   - Do wesela się zagoi, co nie? - mówię. - Poza tym, bywało ze mną gorzej. Pamiętasz, jak kiedyś mieliśmy ćwiczenia na ściance wspinaczkowej? - tamtego lata miałam parę poparzeń i nogę w gipsie, a przez parę tygodni byłam przykuta do łóżka. - Albo wtedy, jak próbowałam nauczyć się jeździć na łyżwach? Jedno złamanie w tę czy we wtę... - wzruszam ramionami.
   - No nie wiem - przyjaciółka nie wydaje się przekonana.
   - To, co mnie zastanawia - odzywa się nagle Jared. - To to, dlaczego nie wezwałaś tych swoich szkieletowych kolesi, tak, jak wtedy, w Obozie. Byliby raczej pomocni w opanowaniu tamtego jaszczura, nie uważasz? - unosi brwi.
   - Powinieneś się cieszyć, że ich nie wezwała - odpowiada natychmiast Cindy. - Widziałeś, jaki wkurzony był Dionizos, a w sumie nie wyrządziliśmy jego zwierzakowi żadnej ogromnej krzywdy. Nie zadziera się z bogami, Jared. Mógłby od razu cię zabić albo zesłać na ciebie jakąś pokręconą klątwę.
   - Niby tak - zgadza się syn Aresa, ale chyba decyduje się nie dawać tak łatwo za wygraną. - Ale tak czysto teoretycznie, mogłaś to zrobić, prawda? - naciska.
   - A co cię to tak obchodzi? - pyta Sean poirytowanym tonem. - Może mogła, a może nie. W sumie to chyba i lepiej, że nic nie zrobiła, w każdym razie to nie twoja sprawa, okej? - robi krótką pauzę, po czym zaczyna na nowo. - Chociaż może trochę i twoja, bo gdybyśmy zabili pytona, byłbyś już martwy. Powinieneś teraz dziękować, a nie zadawać głupie pytania - wzdycha głośno, a ja zaczynam się zastanawiać, czy ten cały Król Złodziei jest takim kompletnym idiotą, za jakiego wzięłam go na początku.
   - Mów, co chcesz - Jared odpuszcza i przewraca oczami.
   Zsuwam z siebie lekki koc, którym przykryła mnie Lamia, zanim wyszła i siadam na skraju łóżka, przodem do reszty, żeby nie musieć już wykręcać głowy w bok.
   - Wiecie, kiedy możemy stąd ruszać? - pytam. Skoro rozmawiali z Dionizosem, do którego, jak mniemam, należy cały obóz, powinni byli chociaż dowiedzieć się, jak długo możemy tu zostać.
   - Nikt nic nie powiedział - objaśnia Cindy, wciąż patrząc ze zmartwieniem na poprzyklejane tu i tam na moim ciele plastry. - Ale wydaje mi się, że powinniśmy skontaktować się z panią Jackson, powiedzieć jej, że żyjemy, czy coś...
   - Miałem w plecaku portfel z drachmami - wzdycha Jared. - Ale zostawiłem go w schowku.
   - No to na co czekasz? - niecierpliwię się. Chyba nie jest tak leniwy, żeby nie móc przespacerować się kawałek i wyjąć co trzeba. Nie możemy być daleko od miejsca, w którym zostawiłam motocykl. - Idź po plecak, wyjmuj złoto i dzwonimy.
   - Widzisz, Grant, to wcale nie takie proste - tłumaczy chłopak. - Dionizos nieźle się wściekł o tę rozróbę z jaszczurem i kazał skonfiskować motor, a że wszystkie rzeczy zostawiliśmy schowane pod siodełkiem, to raczej nieprędko je odzyskamy.
   - Mogę porozmawiać z tatą, żeby spróbował go przekonać - proponuje Cindy. - Pogadają sobie jak bóg z bogiem i może coś z tego wyjdzie.
   Wzdycham zażenowana, ale chwilę później przypominam sobie, że miałam w kieszeni spodenek chyba ze dwie czy trzy drachmy na wszelki wypadek. Odruchowo sięgam ręką na biodro, gdzie powinnam znaleźć wylot kieszonki, ale pod palcami czuję tylko miękki materiał sukienki. Rozglądam się nerwowo po wnętrzu namiotu, mając nadzieję, że Lamia zostawiła gdzieś tu moje stare ubrania. Dostrzegam coś, co wygląda podobnie do złożonej koszulki, znajdujące się na stole za plecami Jareda i natychmiast wstaję i podchodzę parę kroków w tym kierunku, by sprawdzić swoje przypuszczenia. Pod moim granatowym topem, najwyraźniej upranym, leżą, również czyste, ciemnobrunatne krótkie spodnie, z całą zawartością kieszeni w środku.
   - No, to możemy dzwonić - oznajmiam triumfalnie, ściskając w dłoni dwie okrągłe, złociste monety.

~*~

   Sposób, w jaki korzystało się z iryfonu wciąż był dla Seana niezrozumiały, nawet mimo tego, że widział dokładnie, jak go uruchomić i jak poprosić boginię Iris o połączenie. Jego mózg nie mógł, a może nawet nie chciał przetworzyć faktu, że aby je nawiązać, trzeba wrzucić drachmę w unoszącą się w powietrzu, pojawiającą się znikąd tęczę.
   Patrzył, jak kolorowy łuk przekształca się w coś w rodzaju okna, również zawieszonego jakiś metr ponad ziemią, a w ramie powstaje obraz Obozu Herosów, z którego wyruszyli coś koło tygodnia temu. Zauważył położoną nieco na uboczu jaskinię nieco pokręconej, rudowłosej wyroczni, którą przedstawiła mu pani Jackson - jak ona miała na imię? Rebekah? Ronnie? Rachel? Tak, chyba Rachel - całą wypełnioną jakims ogromnym malowidłem, którego albo jeszcze tam nie było, kiedy oprpwadzano go po Obozie, albo po prostu nie zauważył go wcześniej (w co, swoją drogą, szczerze wątpił).
   Dość powiedzieć, obrazy były naprawdę realistyczne. Musiała to być jakaś bitwa czy coś w tym guście, bo wszędzie znajdowały się postacie uzbrojone w najróżniejsze rodzaje mieczy, włóczni i dzid, toporów, łuków, kusz i innych typów broni, których Sean nie znał, a dookoła nich kłębiło się mnóstwo jakichś potwornych stworzeń.
   W centrum groty znajdowała się największa scena, przedstawiająca troje ludzi - "półbogów" - poprawił się w myśli Sean - czarnowłosego chłopaka, który raczej nie mógł być starszy od niego samego, blondynkę, na oko mniej więcej w tym samym wieku, i młodego mężczyznę o włosach w kolorze mokrego piasku, stojącego naprzeciw dwójki, ze złotym sztyletem w dłoni. Dookoła nich widać było coś jakby salę tronową, z tym, że tronów było dwanaście, a nie jeden, jak to zwykle bywa. Pomieszczenie było ogromne i bardzo jasne, jego ściany wykonano z bogato zdobionego, kremowobiałego marmuru, a w centrum znajdowało się ogromne palenisko z połyskującym niebezpiecznie zielonym, greckim ogniem. "Olimp" - podpowiedział Seanowi jego umysł.
   Nagle wydało mu się, że troje postaci na obrazie zaczyna się poruszać. Początkowo walczyli, młodszy chłopak próbował pokonać jasnowłosego mężczyznę, lecz w pewnym momencie zatrzymali się i chyba próbowali rozmawiać. Następną rzeczą, którą zobaczył Sean, było tylko odbicie starszego półboga w ostrzu złotego noża. Tęczówka jednego z jego oczu była szaroniebieska, podobna do jego własnych, podczas kiedy drugie oko emanowało złotem. Przez prawą stronę jego dość młodo wyglądającej (i niewątpliwie przystojnej) twarzy przebiegała długa blizna, zaczynająca się tuż ponad brwią, a kończąca na lini żuchwy.
   Później odbicie zniknęło, a mężczyzna odwiązał napierśnik zbroi i wbił sobie sztylet w serce.
   Zaraz potem malunek przestał się poruszać i wrócił do pierwotnego wyglądu, a Sean poczuł, że ktoś kłuje go poznokciem w ramię.
   - Znów zasypiasz, Śpiąca Królewno? - odezwała się Madison, wyciągając go z zapatrzenia.
   - C..co?
   Dziewczyna przewróciła oczami.
   - Podobno lustra to był twój pomysł na pokonanie jaszczura - powiedziała pani Jackson zza tafli iryfonowego okna.
   Sean skinął głową.
   - Znaczy... Gdyby to nie wyszło, miałem jeszcze drugi pomysł - dodał pospiesznie. - Każdy jaszczur ma jeden słaby punkt, na klatce piersiowej, tuż pod sercem. Skóra na brzuchu jest cienka i wystarczy tylko odpowiednio uderzyć mieczem lub włócznią - objaśnił. - To powinno działać na każdym gatunku gada.
   - To dlaczego nie wypróbowaliśmy najpierw tego sposobu? - oburzył się Jared.
   - Już o tym rozmawialiśmy, Cunningham, nie pamiętasz? - uciszyła go poirytowana Madison. - Ciesz się, że nie zabiliśmy pytona i ciągle muszę się użerać z twoją irytującą osobą.
   - Nie ciebie pytałem.
   - Ale dostałeś odpowiedź, więc możesz się zamknąć.
   - Przestańcie! - zawołała pani Jackson, ucinając kłótnię Jareda i Madison. - Mamy do załatwienia ważniejsze rzeczy, więc moglibyście odłożyć swoje bezsensowne sprzeczki na bok. Musicie odzyskać motocykl i jak najszybciej dotrzeć do Podziemia, a po drodze rozglądajcie się też za Tobiasem. Dowiedzieliśmy się, że wydostał się przez zachodnią granicę Obozu, ale to na razie wszystko, co mamy - kobieta odgarnęła z czoła kosmyk blond włosów i westchnęła głośno. - Teraz jeszcze mam na głowie cały ten obraz i kolejną przepowiednię.
   - Kolejną przepowiednię? - zdziwiła się Cindy.
   - Jest czymś w rodzaju drugiej części tamtej, którą słyszeliście przed wyruszeniem. Mam ją zapisaną gdzieś tutaj... - pani Jackson zaczęła szukać czegoś po kieszeniach. - O, tutaj jest - oznajmiła, wyciągając jakąś pomiętą kartkę papieru. - Słuchajcie.
Pozór niebezpieczeństwa zwodzi iluzjami,
Upiorów arie sieją plon chaosu.
Śpi dziecko, niepomne na przestrogi głosu
Zdrajcy, który powrócił, by odkupić winy,
Odzyskać dawno utracony honor, choć wie,
Że zgubiony grób już pod sobą kopie,
Na nowo otwierając dawne blizny.
______________________________________
Ta-da! Jak mówiłam na facebooku, nowy rozdział po betowaniu! Jeszcze trochę i zaczną się prawdziwe przygody :)
Miłej niedzieli wszystkim,
Cece.

3 komentarze:

  1. No! Czekam i czekam i bum! Nowy rozdział! I na dodatek w moje urodziny.c:
    Sean ogląda scenę z Ostatniego Olimpijczyka! :D
    Nie mogę się doczekać przygód.
    Trochę mnie taka dorosła Annabeth denerwuje, ale cóż.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny
    Slendy
    PS: Oczywiście fejsbuczka polajkowałam :3

    OdpowiedzUsuń
  2. witaj Christino! :)

    jeszcze w uniesieniu po przeczytaniu całego happy-hunger-games-cece z pełnym nadziei sercem zaglądam tutaj, i widzę nie Igrzyska, tylko... Percy! cóż, od dawna szukałam jakiegoś impulsu, który popchnąłby mnie do przeczytania tej serii, i chyba nareszcie go znalazłam :D nie ukrywam, że póki co z Twojego opowiadania rozumiem piąte przez dziesiąte, ale to mnie wcale nie powstrzymuje od czytania całości c:

    pozdrawiam ciepło i zapraszam do mnie! :)
    xdemonicole [73-hunger]

    OdpowiedzUsuń
  3. Podpisuję się pod Slendy- Annabeth jest jakaś taka nie Annabethowata (sorry innego słowa nie mogłam znaleźć :)). A poza tym fabuła się ciekawie rozkręca...


    Twój Steczuś!

    OdpowiedzUsuń