wtorek, 17 grudnia 2013

[10] Mallory i Złotko

MUZYKA - wybierz z playlisty utwór "D Is For Dangerous" (w miarę dodawania rozdziałów będą się także pojawiały nowe utwory)

   Sean znieruchomiał, widząc, jak bazyliszek odtrącił Madison łapą. Pospiesznie wyciągnął spod stosu srebrnych naczyń największą tacę, jaką tylko znalazł, błyszczącą w świetle słońca i odbijającą wszystko jak lustro, po czym co sił w nogach podbiegł do leżącej na stercie gruzu córki Hadesa.
   Była nieprzytomna i chyba nie oddychała. Na ramionach i nogach miała wiele ran - przeważnie małych, ale wciąż ran - a jej prawa ręka była wygięta pod dziwnym, dosyć nienaturalnym kątem, w dodatku w miejscu, które nigdy nie powinno się zginać. Jej wciąż pokryta błotem, czarna jak smoła zbroja była powgniatana, a napierśnik rozwiązał się na wysokości pierwszego czy drugiego żebra, odsłaniając kawałek zakrwawionej, granatowej koszulki.
   Usta Madison były lekko rozchylone, zupełnie tak, jakby po prostu zasnęła, a wzdłuż lini szczęki, w miejscach, gdzie wbiły się kawałki żwiru, widniały karminowoczerwone plamki. Kiedy chłopak ułożył ją na plecach, zauważył także rozcięcie nad lewą brwią.
   Klęknął przy rannej i sprawdził puls. Żyła, to akurat było pewne, ale cios potwora, a później upadek, musiały wytrącić ją ze świadomości.
   - Obudź się, Mel. Nie odejdziesz, nie teraz - chwycił ją za ramiona i delikatnie potrząsnął, starając się nie rozjątrzyć dotychczasowych ran i nie zrobić nowych. - Otwórz oczy. Spójrz na mnie.
   Przez ręce Madison przebiegł lekki dreszcz. Dziewczyna najpierw zacisnęła dłonie w pięści, a później rozluźniła je i zaczęła mamrotać coś, czego nie dało się do końca zrozumieć.
   - Miałeś chyba pokazać mu lustro - wychrypiała w końcu. - Nie lekceważy się rozkazów dowódcy, Królu Złodziei, a w tej chwili twoim dowódcą jestem ja - dodała, kaszląc.
   - Wiesz, jak... - Sean odwrócił wzrok na widok zmarszczonych brwi półbogini. - Jeśli zginiesz, to raczej nie będziesz mogła nikim dowodzić, Mallory - dokończył po kilku sekundach pauzy.
   Madison przewróciła lodowoniebieskimi oczami.
   - Ja tak łatwo nie umieram, uwierz. Zresztą, nie po to tu przyjechałam, żeby zginąć - powiedziała. - A teraz... - zaczęła, lecz na dźwięk wysokiego, dziewczęcego pisku zamilkła i odwróciła głowę w stronę bazyliszka, ścigającego wystraszoną Cindy i próbującego zrzucić sobie Jareda z grzbietu.
   - Po prostu zneutralizujcie tego potwora, czymkolwiek by nie był, rozumiemy się? - poleciła w końcu. - I nie sknoćcie tego, bo uduszę - później wysyczała jeszcze kilka słów, z których chłopak wychwycił tylko "nie" i "Mallory".
   Sean wstał z kucków i poprawił lewy naramiennik, po czym odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę jaszczura.
   - Taca, półgłówku - zatrzymało go ostentacyjne westchnięcie Madison.
   Pospiesznie odwrócił się i podniósł srebrne naczynie z ziemi, chwytając je jak tarczę i pobiegł w kierunku bazyliszka, po drodze wyjmując miecz z pochwy przy pasku.
   Potwór miotał się dookoła, miażdżąc wszystko, co tylko znalazło się pod jego stopami (jeśli łuskowate, masywne łapy można było uznać za stopy). Gdzieś pomiędzy cały czas poruszającymi się nogami gada Sean zauważył Cindy, starającą się skupić na sobie jego uwagę. Musiał przyznać, że nie spodziewałby się po niej tak dobrej kondycji fizycznej - od dobrych kilkunastu minut biegała pełnym sprintem po nierównym podłożu gruzowiska. Jared starał się zrobić to, co obaj mieli za zadanie - pokazać bazyliszkowi jego własne odbicie. Niestety, albo coś mu nie szło, albo miał spore braki w wiedzy z zakresu biologii, bo zamiast na głowie jaszczura, znalazł się w niedalekiej okolicy jego wciąż zmieniającego ułożenie ogona, wykrzykując raz po raz jakieś przekleństwo, chyba po grecku.
   - Na oklaski czekasz? - krzyknął do Seana, kiedy tylko zauważył go w pobliżu.
   Syn Hermesa jeszcze raz obejrzał się na Madison, której głowa znowu opadła bezwładnie na ramię, po czym szybko ocenił sytuację, starając się wybrać najdogodniejszy moment i wskoczyć na nogę potwora.
   Kilka sekund później wspinał się już po srebrnoszarych łuskach bazyliszka, co nie byłoby takie trudne, gdyby tylko gad cały czas się nie poruszał, próbując złapać Cindy, wystrzeliwującą w jego kierunku kolejne strzały z kuszy. Co chwilę oglądał się także przez ramię na Madison, sprawdzając, czy wszystko z nią w porządku (lub może nie tyle czy była w porządku, ile czy po prostu znowu nie straciła przytomności).
   Kiedy Sean znalazł się w końcu na grzbiecie jaszczura, Jaredowi jakoś udało się do niego przybliżyć.
   - Osłaniaj mnie - polecił syn boga wojny, po czym zaczął balansować na grzbiecie wciąż wierzgającego i miotającego się na wszystkie strony zwierzęcia, próbując dostać się do głowy.
   - Dlaczego ja mam osłaniać ciebie? - zdziwił się Sean. To jemu pierwszemu Madison wyznaczyła za cel pokazać bazyliszkowi siebie samego.
   - Bo masz miecz, a ja nie - wyjaśnił Jared niecierpliwie po kolejnym szarpnięciu gada. - Masz jeszcze jakieś głupie pytania czy możemy wreszcie brać się do roboty?
   - Jak sobie życzysz - syn Hermesa wzruszył ramionami i ruszył za drugim półbogiem po łuskach, starając się nie spaść na ziemię.
   Choć skóra gada była twarda, a poszczególne jej segmenty przypominały trochę kamienie, którymi wybrukowane są zazwyczaj stare ulice, trzeba było uważać, żeby się na nich nie poślizgnąć. Seanowi przeskakiwanie po nich szło całkiem nieźle, jednak Jared, sporo cięższy, a przede wszystkim mniej zwinny, chwiał się na wszystkie możliwe strony, zupełnie jak wańka-wstańka. Na szczęście niedługo później obu chłopakom udało się dotrzeć do czubka głowy potwora, gdzie znajdował się wcześniej mniejszy gad, który na szczęście (lub nie, zależy z czyjej perspektywy patrzeć) zeskoczył na ziemię i zaczął gonić Cindy pomiędzy nogami większego.
   Kiedy starszy półbóg miał ześlizgnąć się przed oczy bazyliszka, Sean zatrzymał go, mocno chwytając za ramię, i niemal wbijając mu paznokcie w biceps.
   - O co ci chodzi, koleś? - obruszył się Jared, wyszarpując się z uścisku.
   - Teraz ty mnie osłaniasz - zarządził Sean, poprawiając drugą rękę, w której teraz ściskał tacę i miecz.
   Syn Aresa spojrzał na niego podejrzliwie.
   - A to niby dlaczego?
   - Miałeś kiedykolwiek do czynienia z bazyliszkiem? - spytał młodszy z chłopców, nieco bardziej arogancko brzmiącym tonem, niż zamierzał.
   - Nie, ale założyłbym się, że też nie masz pojęcia, co z tym czymś zrobić - odpowiedział krótko Jared.
   - No to byś przegrał - odciął się Sean, choć nie wiedział, skąd tak nagle wzięła się u niego umiejętność pokonywania bazyliszków. Pierwszy raz miał takie stworzenie przed sobą, ale czuł, że doskonale wie, jakiej techniki użyć, by je pokonać, nawet bez użycia triku z lustrem.
   Zgrabnie ominął towarzysza i ześlizgnął się po czaszce potwora, zatrzymując się dokładnie nad nozdrzami potwora. Spojrzał najpierw w jedno, a potem drugie wściekle kanarkowe oko jaszczura, a następnie schował miecz. Albo on, albo lustro. Zablokował stopy w szczelinach pomiędzy łuskami i wyciągnął tacę przed ślepia bazyliszka, zmuszając go do spojrzenia w jej gładką, srebrzystą powierzchnię.
   - A teraz zginiesz, jaszczureczko - wyszeptał odważnie.
   Ku jego zdziwieniu, nic się nie stało. Potwór tylko na chwilę stanął w miejscu i wysunął przed siebie jedną z przednich łap. Następnie gwałtownie skoczył do przodu, kompletnie wytrącając Seana z równowagi, a gdyby nie zablokowane stopy i kostki, syn Hermesa byłby już dawno leżał na ziemi.
   - I co? - zaśmiał się Jared kpiąco. - Nadal jesteś taki pewien, że umiałbyś pokonać to dziwne coś?
   - Nie rozumiem... Coś musiało pójść nie tak. Nie wiem, co, ale... - chłopak spojrzał w stronę sterty gruzu, na której opierała się wcześniej Madison i natychmiast urwał, widząc, że dziewczyna zniknęła. - Jedyne logiczne wytłumaczenie jest takie, że to nie bazyliszek - dodał po chwili.
   Niespodziewanie gdzieś w dole rozległ się jakiś pisk, a sądząc po tonie i wysokości dźwięku, wydała go z siebie jakaś dziewczyna.
   Sean momentalnie znieruchomiał.
   - Mallory?
   - Jaka Mallory? - zdziwił się Jared. - Z tego, co się orientuję, nie ma tu nikogo o takim imieniu.
   Syn Hermesa rozglądał się chwilę, ale nie powiedział nic.
   - Co? O jakim imieniu? - spytał nagle po kilkudziesięciosekundowym zastanowieniu. - I dlaczego stoimy na grzbiecie tej przerośniętej jaszczurki?
   - Przed chwilą pytałeś mnie o jakąś Mallory - starszy półbóg wyglądał na zafrapowanego. - Koleś, co z tobą w ogóle jest? - pomachał mu dłonią przed oczami.
   - A co ma być? Oczywiście, że nic mi nie jest - odpowiedział spokojnie Sean. - Wszystko jest w najlepszym... - urwał nagle w pół zdania, kiedy gad przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy i zastygł w miejscu niczym kamienna statua.
   - Wy dwaj, na górze! - z ziemi rozległo się wołanie. - Złaźcie stamtąd zaraz i zostawcie Złotko w spokoju!
__________________________
Myśleliście, że umarłam, prawda? Cóż, przez moment sama byłam o tym święcie przekonana.
Po pierwsze, strasznie przepraszam za nieobecność! No ale - szkoła, próbne egzaminy, brak czasu, a do tego jeszcze totalna blokada - wszystko zwaliło się na mnie tak naraz i naprawdę nie mogłam nawet chwili poświęcić na dodanie nowego rozdziału.
Petycja o przedłużenie doby, kto jest ze mną?
Teraz niestety znowu uciekam, ale bardzo, bardzo mocno ściskam,
Cece.

PS Wesołych Świąt wszystkim! Dużo zdrowia, przede wszystkim ciepła, nie tylko tego literalnego, ale także duchowego i spełnienia wszystkich marzeń! (może się okazać - zresztą bardzo prawdopodobne - że nie dodam już nic przed Gwiazdką, więc mówię to już teraz)

4 komentarze:

  1. Rozdział jak zawsze super! Szkoda, że tak dawno niczego nie dodawałaś! Niedawno od początku przeczytałam twojego poprzedniego bloga i porównując tamte rozdziały do tych...... niesamowicie się poprawiłaś!
    Podpisuję się pod tą petycją nawet bardzo kilka razy dziennie (nie pytaj się czemu tak napisałam, mam ostatnio uczulenie na poprawną polszczyznę!) i popytam też po znajomych, oni pewnie też się z nią zgadzają i po kilka razy bardzo się popodpisują!

    Trzecia gimnazjum? Współczuję! Mnie dopiero ten horror czeka za rok! Uff....
    Mam pytanie: czy ty od początku roku stresowałaś się przed tym egzaminem, czy dopiero zaczniesz na kilka dni przed? Niedawno rozmawiałam ze starszymi koleżankami i one twierdzą, że się tym nie przejmują. Bać się będą dopiero na tydzień przed! Ja już się boję, że go "obleję", chociaż mam do niego jeszcze półtora roku!

    Również życzę Wesołych świąt, bo pewnie nie zajrzę tutaj aż Sylwestra! Idę na odwyk od komputera!
    Mam nadzieję, że nowy rok przyniesie Ci dużego, puchatego WENA oraz dużo wolnego czasu!

    Pozdrawiam,
    IdIoTkA!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynając, bardzo dziękuję za komentarz (no i masz rację - aż strach mnie bierze, jak czytam to, co pisałam wcześniej - tyle bym poprawiła, tyle zmieniła). Do prawdziwych pisarzy jeszcze mi bardzo daleko, ale ćwiczenie czyni mistrza, nieprawdaż?
    Co do twojego pytania: z egzaminów gimnazjalnych nie należy robić nie wiadomo jak wielkiej sprawy, ale wszystko zależy, jak kto chce do nich podchodzić. Dla mnie jest to po prostu zło konieczne, przez które należy po prostu przebrnąć i postarać się napisać wszystkie te testy jak najlepiej. Ja sama mam zwyczaj przychodzić na sprawdziany “z marszu” (czego raczej nie powinno się robić) i mam tendencję do umniejszania sprawy, więc raczej nie będę się denerwować wcale.

    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe kto to Mallory ,i gdzie jest Madison czekam na nex i zycze weny!a tu link do mojego bloga mam nadzieje ,ze zajrzysz ;D http://wswiecieherosow.blogspot.com
    Etna

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Fajnie opisana walka, dobre opisy. Też mam za tydzień egzaminy :((( boisz się? Ja najbardziej matmy i przyrodniczych ;/// będzie rzeź
    Super pokazałaś postać jaszczura :) bardzo bogate opisy przeżyć wewnętrznych.
    Też jesteśm za petycją bo szczególnie teraz by przydało się więcej czasu na naukę. Z rozdziału na rozdział robisz coraz większe postępy. Gratuluję.

    Powodzenia na egzaminie i niech Atena czuwa nad wszystkimi 3klasistami-herosami

    ~Alis~

    OdpowiedzUsuń